Od jakiegoś już czasu, tradycją stało się poranne picie kawy przy kuchennym parapecie, na którym już na stałe stoi lornetka. Wiem co myślicie, ale nic z tych rzeczy. Ja obserwuję ptaki 🙂 Uwielbiam patrzeć jak są wolne, jak się odganiają, walczą o jedyną budkę lub śmiesznie podskakują, grając na nosie naszej suczce. W moim ogrodzie istotne są dwie pory roku – wiosna i zima.
Wiosną ptasi śpiew wręcz zwala z nóg. Powoduje, że gdy zamknę oczy mam wrażenie, że przeniosłam się do jakiegoś dzikiego rezerwatu przyrody bądź do raju. Każdy kto do nas przyjeżdża i siądzie w sadzie, zaledwie kilka metrów od lasu, nie może się nadziwić tym wszystkim śpiewom, trelom i ćwierkaniom.
Tej wiosny szczególnie mocno dawały o sobie znać wszystkie ptaki z okolicy. Być może spowodowane było to tym, że zakończono wreszcie ciągnącą się już cały rok budowę stawu i wycinkę rosnących obok niego drzew. Po tych wszystkich porządkach i przebudowach, wszystkie te małe stworzenia mogły powoli powrócić w okolicę, czyli między innymi do mnie.
I tak właśnie dzięki lornetkowym obserwacjom udało się upewnić co do konkretnych nazw tych małych łobuziaków. Zauważam u siebie kosy zwykłe (samce czarne, a samiczki brązowe) i kosy śpiewające, sójkę, sroki, oczywiście wróble, mazurki i szpaki. Szczególną radość całej rodzinie przynosi wizyta (ostatnio codzienna) dzięcioła zielonego i dzięcioła dużego.
I to właśnie ten dzięcioł duży sprawił nam wiosną niespodziankę, oprowadzając po naszym trawniku swojego małego potomka. Malec był taki słodki, że chciało się aż piszczeć z rozkoszy. I gdy tak nie mogliśmy się temu napatrzeć, nagle nasza Gaga postanowiła urządzić sobie polowanie na dzięcioły! Starszy ptak odleciał, a mały ledwo zdążył skryć się wśród kolczastych gałęzi agrestu. Krzyczał przy tym jak szalony, a Gadze ani się nie śniło od niego odstąpić. Na szczęście zdążyliśmy ją stamtąd zabrać, a mały dzięcioł na wpól skacząc, na wpół podfruwując, ewakuował się z naszego sadu. Napewno długo będzie pamiętał spotkanie z naszym psim potworem.
Latem, na jednej z naszych jabłonek, prowizoryczne gniazdo robi od dwóch lat, dziki gołąb. Jakby tego było mało, co jakiś czas nad wiekowymi lipami na skraju lasu, kołują mieszkające nieopodal, Błotniaki, które zawsze kojarzą mi się na niebie z Jastrzębiami.
W letnie wieczory, przyjemnie jest posiedzieć i (czasem się zdarza) posłuchać puchacza, który siedzi gdzieś na końcu sadu lub w lesie, tuż za ogrodzeniem 🙂
Zima to również sezon obfitujący w towarzystwo ptaków. Jak tylko spadnie śnieg, wyrzucamy do sadu worek jabłek i orzechy. Nie zapominamy też o ziarnach, płatkach owsianych i słoninie. Wiszące na krzakach resztki owoców aronii i winogrona, też skutecznie przyciągają całe towarzystwo. Zimą szczególnie aktywne stają się sikorki bogatki, sikorki modre, Grubodzioby, Rudziki, Kowaliki i Szczygły (które zawsze przylatują w parach). Buszują w karmnikach i tujach, nie przejmując się obecnością znacznie większych kosów czy dzięciołów. Wczoraj padł rekord ptasiej frekwencji! W jednym momencie były dwa dzięcioły zielone, jeden dzięcioł duży, rudzik, 4 kosy, 2 sójki i całe stado sikorek. Gdybym miała aparat z porządnym obiektywem, zrobilabym niepowtarzalne zdjęcie dokumentujace co się tutaj dzieje 🙂 Czy w tym roku również będzie potrzebne dokarmianie? Czy zima nadejdzie, a moźe w ogóle jej nie będzie?
0 komentarzy