Zaskoczyło mnie ostatnio to, że spodobało mi się coś co nigdy mi się nie podobało. Coś za czym nie powiodłabym kiedyś wzrokiem i wreszcie, coś co odbiega od mojego zamiłowania do uporządkowania i symetrii. Tym czymś jest ogród leśny, czyli swobodny, naturalistyczny, bujny, nieokiełznany i tajemniczy.
Postanowiłam, że druga część mojego ogrodu będzie miała właśnie trochę taki charakter. Na tle ściany winobluszczu pięcioklapowego posadziłam parę lat temu brzozy, a pod nimi dzikie róże. Mam więc w głowie następującą wizję – po moich białych pniach brzóz wije się ku górze, dziki bluszcz, który pokrywa też wszystkie przestrzenie pomiędzy krzewami.
Za brzozami szerokim pasem rosną leśne paprocie. Granice działki wyznaczają leśne świerki, a w ciasnych zakątkach i małych przestrzeniach rosną konwalie.
Są tam też jodły, sosna zwyczajna, pięknie pachnący dziki bez i niepozorny żywokost lekarski. Może znajdzie się też miejsce dla kopytnika i bodziszka.
Brak tutaj ostrych linii rabat, wyszukanych nawierzchni i zaopatrzenia kilku centrów ogrodniczych. Nasadzenia są swobodne, drzewa i krzewy rosną w naturalny sposób i nikt ich nie próbuje korygować. Ścieżki są naturalnie wydeptane, a tam gdzie jest to konieczne, ułożone ze starej cegły z odzysku. Rośliny wspomagane są naturalnym kompostem i wodą z deszczówki.
Czyż to nie jest ogród marzeń, w którym przestajemy walczyć z naturą, przycinać, wycinać, pryskać, sypać nawozy, podlewać sztucznym systemem nawadniania, stawiać plastikowe meble i nie daj boże plastikowe żaby lub inne wynalazki? Nie lepiej usiąść na drewnianym pieńku lub ławie, zapalić obłożone kamieniami ognisko, posłuchać śpiewu ptaków i rechotu żab? Ogród nie musi kosztować nas majątku, całego wolnego czasu, ani mnóstwa nerwów. Zaakceptujmy naturę taką jaka jest i cieszmy się nią, tworząc u siebie dziką oazę dla ludzi, roślin i zwierząt 🙂 Spróbujmy.
0 komentarzy