Mój ogród znajduje się około 20 km od Krakowa i zajmuje powierzchnię 12 arów. Prace nad nim zaczęły się 23 lata temu. Powoli sadzone były koło domu różne rośliny, ale niestety bez żadnego przemyślenia. Z biegiem lat teren został wyrównany, przybywało roślin i wszystko zaczynało nabierać sensownego kształtu. To niesamowite ile pracy kosztowało doprowadzenie terenu do obecnego stanu. Mimo, iż ziemia była przekopywana i równana, do dziś ciągle okazuje się, że aby wsadzić roślinę, trzeba wyciągnąć parę cegieł. Kiedyś mnie to irytowało, a teraz to już się z tego śmieję, że mogłabym z podziemnego materiału wybudować dom 🙂 Żeby tego było mało, w naszym “drugim ogrodzie”, za garażem, była kiedyś kamienista droga, która później została zasypana. Do dziś nie daje ona o sobie zapomnieć – stałym narzędziem pracy jest tam więc kilof 🙁
Jedynym pocieszeniem jest to, że jeśli w ziemi jest już “ziemia”, a nie cegły lub kawały betonu, to jest to czarnoziem. Nie muszę przynajmniej robić tak jak moja siostra w swoim ogrodzie. Ona przed posadzeniem czegokolwiek, musi wsypać worek kupowanej ziemi, bo nic by nie urosło na jej glinie.
Mam odnośnie mojego skrawka ziemi różne przemyślenia – raz mi się podoba, raz myślę, że zmieniłabym wszystko. Ale to chyba stała cecha ogrodników. Permanentne zmiany to ich chleb powszedni. Na szczęście nie jestem z tym osamotniona. Mam przy sobie mamę, która godzi się urzeczywistniać ze mną nowe pomysły. Gdyby nie ona, do wielu rzeczy nawet bym się nie zabierała. Na moją drugą połówkę, akurat w tej kwestii, niestety nie mogę za bardzo liczyć, bo to nie jego świat, ale ja to wszystko rozumiem i akceptuję. Jedni mają rośliny, a inni aparaty fotograficzne i komputery:-) Coś czuję, że będę miała za to fantastyczne zdjęcia roślin…..
Tak jak pisałam wcześniej, przemianom w ogrodzie nie ma końca. Zmniejszana jest powoli powierzchnia warzywniaka i sadu owocowego, ale w tym roku ekspansji naprawdę trzeba już powiedzieć “basta”!
W związku z tym, że do ogrodu nie ma bramy wjazdowej, wszystkie prace, nawet te najcięższe, są wykonywane ręcznie, dlatego prawie codziennie nasz dzień kończy się dość późno. Po przebudzeniu, następnego ranka, dzięki naszym mięśniom i zadrapaniom, zawsze pamiętamy co było wczoraj 🙂
Rozbawia mnie zawsze jak słyszę od znajomych “wy to tam macie tak pięknie, tylko kawkę pić i się opalać”. Myślę sobie wtedy “tak, a wszystko samo się robi” 🙂
Może jest to chwilami ciężka praca, ale gdyby nie ogród, to byłoby ze mną ciężko wytrzymać. Dzięki niemu odpoczywam psychicznie od całej reszty świata, mój pies ma gdzie siłować się z pszczołami i żabami, a synek poznawać świat przyrody.
A oto aktualny wygląd naszego królestwa, dynamicznie zmieniającego się każdego dnia 🙂
To pierwsza część ogrodu. Drugiej jeszcze nie zdążyłam zrobić zdjęć……
0 komentarzy