No cóż, chyba już nadszedł czas zakończyć tegoroczny sezon ogrodowy. Muszę przyznać, że w tym roku daliśmy z siebie wszystko, by było jeszcze piękniej. Jak okiem sięgnąć, w każdym koncie była interwencja. Ponad 100 tuj zostało rozsadzone, swoje miejsca zmieniła liatra kłosowa, wajgela, 4 prawie dorosłe cisy, tawułki, tulipany, lilie, irysy, hosty, miskanty, żurawki, mahonia, milin.
Wyrzuciłam 2 iglaki blue carpet i 7 dorosłych brabantów.
Kupiłam tulipany, lilię, świerka gniazdkowego i miskanta.
Takie szaleństwo wymagało naprawdę dużego wkładu pracy i czasu. Co prawda bez męskiej pomocy by się nie obyło (za co bardzo dziękuję). Kręgosłupy, ręce i nogi bolały przez parę dni. Ale to było wcześniej. Teraz wszystkie przesadzane drzewka i krzewy zostały już chyba ostatni raz podlane i okryte liśćmi. Magnolie i azalia, mają już na sobie ochronne kaptury, a liczne maleństwa w doniczkach, zostały wkopane na czas zimy do ziemi. Pelargonie zostały wykopane i przeniesione na przezimowanie do zimnego pomieszczenia. Na wiosnę odbiją, co pozwoli pozyskać zaszczepki na przyszły sezon. Wszystkie róże już zasypane liśćmi, z przycięciem ich, czekam do wiosny.
Liście w sadzie są już wszystkie zgrabione, a meble ogrodowe w garażu. Praca prawie skończona. Jeszcze tylko zostało obwiązać na zimę cisy, żeby zachowały swój zwarty pokrój, mimo leżącego później na nich śniegu.
Tylko mojej ogromnej, żółtej chryzantemie staram się przedłużyć sezon i kwitnienie, zabierając ją co wieczór do domu na noc, co rano wystawiając ją z powrotem do ogrodu. Przecież jest taka piękna. Nie pozwolę jej zniszczyć mrozowi. Jeszcze nie czas.
0 komentarzy