Pierwszy wpis na moim blogu postanowiłam poświęcić irysom, ponieważ od dwóch lat jestem nimi oczarowana. Dodatkowo, teraz to czas ich kwitnienia. Mój zachwyt nimi nie ma końca, a ciekawość kolorów i wielkości kwiatów sprawiła, że w tym roku, nie mogąc doczekać się pierwszych kwiatów na moich roślinach, prawie stałam nad nimi i czekałam aż się rozwiną. Nawet zaglądałam do zaciśniętych pąków, aby dojrzeć kolor. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak było.
Trzy lata temu rozpoczęła się moja “irysomania”, która zaowocowała zakupami internetowymi. Zamówiłam 5 rodzajów amerykańskich, czyli tych najwyższych i najokazalszych. Gdyby nie ograniczone możliwości mojego portfela i kurczące się miejsce w ogrodzie, pewnie skończyłoby się na 55. Było to na jesieni, więc do wiosny czekałam cierpliwie, aż coś się wykluje. Niestety kłącza były małe, więc niczego się nie doczekałam. Następna wiosna, to też nie był ten czas…… Ale w tym roku z 5-ciu kosaćców, 3 wypuściły pąki. Z powodu tak odległej daty zakupów, niestety nie pamiętałam dokładnych nazw roślin, i niektórych kolorów też nie byłam pewna.
Jako pierwszy ujawnił się wysoki, wielkokwiatowy i ciemno fioletowy. Byłam nim zachwycona. Parę dni później dołączył śmietankowo-biały. Niesamowicie urzekający i elegancki. Nie potrafiłam oderwać od niego oczu. W szczególny dla mnie dzień, rankiem, moim oczom ukazał się niesamowity widok…..i jeszcze ten zapach.
Zagadką pozostawał jeszcze jeden. To do jego pąka zaglądałam ze zniecierpliwieniem. Widać było tzw. “koronkę” i kolor jakby fiolet z brązem. Kiedy zakwitł oczywiście zrobiłam mnóstwo zdjęć i przez 2 tygodnie próbowałam sobie przypomnieć dokładną nazwę tego cudu. W trzecim tygodniu, w pewnym momencie do głowy wpadła mi myśl “Canch Call”. I to było to!!! Niesamowity jest ludzki umysł 🙂
Na dowód tego, że mój zachwyt to nie fanaberia, dołączam zdjęcia moich irysów i już nie mogę się doczekać następnej wiosny, gdy ujawnią się 2 kolejne.
Mam też irysy w odcieniach fioletu.Wszystkie są piękne i pachną cudnie 🙂
Moja kolekcja wzbogaciła się również o irysy syberyjskie. Jak na razie dysponuję niebieskimi i żółtymi, ale na mojej liście roślin, które muszę zdobyć są jeszcze co najmniej białe.
W moim ogrodzie rosną też niskie irysy pumila. Mam ich 3 rodzaje.
Lista moich “chciejstw” zawiera jeszcze około 10 rodzajów irysów wielkokwiatowych. Nie może zabraknąć odmiany Mulled Wine, Cooper Classic czy Lions Share. Godna polecenia jest też Lady Friend czy Walewska. Odmiany Blue Suede Shoes czy Red Jade również mogą się spodobać.
Dla kogoś kto lubi subtelne barwy w ogrodzie, atrakcyjny okaże się na pewno Beverly Sills czy Happenstance. Miłośników mocnych barw zaskoczą odmiany Tuxedo i Local Color. Ciekawy jest też irys o nazwie I Love You.
Ok. wyszło 12 🙂 Cóż poradzić skoro to takie piękne.
Osobną grupą są irysy japońskie, coraz częściej pojawiającą się w sklepach ogrodniczych i na aukcjach internetowych. Moim faworytem jest irys Spuria var. Ochroleucra.
Cieszę się, że nowe odmiany irysów pojawiają się w polskich ogrodach
z prędkością światła. Następnej wiosny to dopiero będzie spektakl…..
0 komentarzy