Od tej pory rozpoczęła się, dla mnie magiczna, operacja sprowadzania rodziny pszczelej do przenośnego ula. Okazało się, że na dnie “żywej plamy na trawie”znajdowała się matka. Pan pszczelarz grzebał palcem wśród owadów, by ją wydobyć. Okazało się, że 5-letnia matka, wyprowadziła się z ula ze swoja rodziną, ponieważ w ulu zaczęła rządzić i została, młodsza matka. Jak to w życiu bywa, jedna z nich musiała się usunąć. Po umieszczeniu pszczelej matki w specjalnym pudełeczku, a poźniej w styropianowym ulu, reszta rodziny, jak lawa, zaczęła wlewać się do tego przenośnego domku. Zjawisko było fascynujące, a towarzyszący temu spokój, przedziwny. Dziesięciocentymertowy dystans od roju pszczół nie był czymś dziwnym, był to wzruszający moment, pokazujący jak rodzina lgnie do matki, podążając za jej zapachem. Na koniec, reszta pszczół została odymiona i szczotką wgarnięta do ula. Były już bezpieczne 🙂
pasieka w poblżu pola rzepaku
A teraz kilka ciekawostek:
- duża rodzina pszczół, jest w stanie wyprodukować do 20 kilogramów miodu
- 5-letnia matka jest już stara i duże jest prawdopodobieństwo, że utraci swoją pozycję w ulu, a co za tym idzie, będzie musiała sie wyprowadzić
- jeśli znajdziemy sie w sytuacji, że musimy przytrzymać pszczoły do przyjazdu pszczelarza, trzeba je pokropić delikatnie wodą (np. szczotką do zamiatania podłogi) – wtedy nie odfruną
- do odymiania pszczół używać należy drewna, np. lipy
Ps. czuję, że mogłabym mieć swoją pasiekę 🙂
Bardzo ciekawa historia, pierwszy raz widziałam coś takiego. Dobrze, że wszystko się tak skończyło. Nawet nie wiedziałabym, gdzie dzwonić w takiej sytuacji.