Tegoroczny lipiec nie rozpieszcza naszych roślin. Po rekordowych upałach, w czasie których ciągłym moim zajęciem było podlewanie, przyszedł czas na ulewy. Deszcz pada i pada i …..pada, a moje świeżo ukorzenione lawendy, mimo, że już podrosły i ładnie się rozkrzewiały, czernieją i najzwyczajniej w świecie gniją od nadmiaru wody. Najbardziej zadowolone są ślimaki.
Dziś poszłam obejrzeć co tam słychać w moim młodniku. O zgrozo, dostrzegłam pływające w doniczkach małe tuje szmaragd, jałowce i żurawki. Powalone deszczem, w wodzie leżały również moje małe cudeńka – drzewka iglaste, które wysiały się w ogrodzie w najmniej oczekiwanych miejscach. Nie wiem czy to sosny, świerki, kosodrzewiny czy może modrzewie. Maleństwa mają może 3 cm. wysokości!!! Jest ich 10. Taka jestem ciekawa co z nich wyrośnie. Póki co, rosną sobie w nowym miejscu, wraz z żółtymi pęcherznicami i jednym grabem. Oczywiście wszystkie te rośliny są w podobnych rozmiarach. Kiedy więc zobaczyłam ich powódź, postanowiłam je zabrać w bardziej suche miejsce, bo deszcz podobno nie odpuści jeszcze przez dobrych parę dni. Dziś uratowana została również zakupiona w tamtym tygodniu Sandevilla. Nieustające deszcze dają się też we znaki mojej cudownej fuksji. O jej losie zadecyduję jutro, wciąż mam jeszcze nadzieję, że prognozy się nie sprawdzą i może będzie buro i ponuro, ale chociaż nie będzie lało. A może tak pokaże się choć troszkę błękitu? W końcu to wakacje 🙂
Jest jedna dobra strona tej wstrętnej pogody: moje róże ukorzeniają się teraz fantastycznie. Wilgoć sprawia, że mogłam ściągnąć im foliowe “doniczkowe zadaszenie “. Pięknie wypuszczają pączki i pierwsze listki.
Następne zadowolone z deszczu rośliny to moje wierzby mandżurskie, które, odkąd pada, urosły już więcej niż od początku wiosny. Muszę przyznać, że deszczowa aura dobrze wpływa również na moje klony szirasawa, które drugi raz w tym roku, ruszyły z kopyta i zadziwiają każdego dnia. Tuje Szmaragd też póki, co nie wydają się być zmartwione ciągłym deszczem. Ich czubki rosną jak na drożdżach, ale tak do końca to nie wiem czy to zasługa wilgoci, czy może ostatniego ich zasilania w tym roku. Jedyne co mnie martwi w związku z tujami, to nadaktywność kreta i ropuch. Mokra ziemia to dla nich raj, dlatego codziennie nowe kawałki darni unoszone są do góry. Prawdę mówiąc nie cierpię wtedy tych stworzeń, ale cóż mi pozostaje. Zadeptuję wszystko nogami i mam nadzieję, że następnego dnia nie odkryje tego na nowo. Najbardziej obawiam się, że korzenie moich, niektórych, małych jeszcze roślin, zostaną podniesione do góry i skończy się to dla nich źle.
Dlatego skoro już dolało, to ja poproszę teraz trochę słońca, bo przecież lato i wakacje w pełni.
Ps. mam nadzieję, że robicie zapasy wody deszczowej 🙂
0 komentarzy